Chłopak tylko wziął mnie w ramiona szaptając ciche "dziękuje".
***Oczami Isabel***
-Naprawdę dobrze ci poszło -powiedziałam, kiedy koło stajni zsiadaliśmy z koni.
-Dawno tego nie robiłem. Miło było do tego wrócić -powiedział. -Będę cię tu często nawiedzał -uśmiechnął się.
-Przyjemność po mojej stronie -uśmiechnęłam się.
Rozsiodłaliśmy konie, a ja podałam chłopakowi aparat.
Moja królewna :* Będziemy pracować :3
Postawiłam ją na myjce i ruszyłam po ekwipunek, a gdy ją osiodłałam ruszyłam na zewnętrzną ujeżdżalnię.
-No to co, zaczynamy trening? -mój trener klasnął w dłonie.
Kiwnęłam głowę i ruszyłam rozprężać konia. Chwilę stępa, kłusa, rozprężenie.
-Bardzo dobrze. Tylko ręka spokojnie, cały czas nią machasz. I lewa łydka troszkę do tyłu -powiedział. -Teraz lepiej.
Poklepałam ją po szyi i zmieniając kierunek kontynuowałam.
-Stęp, chwila przerwy. Teraz robimy tak: na krótkiej ścianie koło dwadzieścia metrów, połowa stępem i połowa kłusem, a długie ściany galopem z zatrzymaniem na środku i cofaniem.
Kiwnęłam głową i rozpoczęłam ćwiczenie. W tym czasie mój trener "zaprzągnął" Bale do pracy. Chłopak nosił drągi ustawiał mi przeszkody.
-I ona ma przez to skakać? -spytał po chwili wskazując na okser o wysokości stu czterdziestu pięciu centymetrów.
-I to na rozgrzewkę -zaśmiał się Szwed. -Super Bells! Świetnie rozluźniona. Poklep, przerwa! Idę po stoper i kamerę.
Wlijczyk podszedł do mnie i zaczął iść obok mnie.
-I co myślisz? -spytałam.
-Wygląda to całkiem, całkiem. A jak przeskoczysz te przeszkody -wskazał na najwyższe -to stawiam ci drinka na najbliższej imprezie.
-Umowa stoi -uścisnęłam mu dłoń.
-Tylko nie przeskocz -szepnął do konia.
-Hej! To jest oszustwo!
Chłopak zaśmiał się i ruszył po aparat. W między czasie przyszedł trener i zaczęliśmy skakać. Kilka rozgrzewkowych skoków, szeregów i zaczęliśmy prawdziwą pracę. Stacjonaty, okser, tripple-bary od stu czterdziestu wzwyż.
-Dobre tempo! Pięty w dół! -poprawiał trener. -Mocniej przytrzymaj! Za mocno idzie, jak tak dalej pójdzie to rozwalicie się o jakąś przeszkodę!
Kiedy trener dał nam kilka minutek przerwy nadjechały trzy sportowe samochody. Z nich wysiedli: Ronaldo, Coentrao, Pepe, Ramos, James i Marcelo. Oparli się o ogrodzenie i zaczęli przyglądać.
-Dajesz szereg i kończymy! -klasnął w ręce Rolf.
-Okej, puknięcie odpuszczam! Bardzo dobrze! -pochwalił blondyn.
Poklepałam konia po szyi i dałam mu ochłonąć.
-Chcesz dziś jeszcze kogoś?
-Lights?
-To wracam za chwilę -kiwnął głową.
-Hej! -podjechałam do chłopaków. -Co tutaj robicie, z tego co wiem to umawiałam się z Sergio -uśmiechnęłam się.
-Postanowiliśmy mu towarzyszyć, baliśmy, że się zgubi -zażartował Marcelo.
-Rozumiem, dziękuje, że się nim zajeliście -pokiwałam głową z powagą.
-Półtorej godziny później-
Odstawiłam konia do boksu i ruszyłam odłożyć sprzęt. Byłam dość zmęczona, ale bardzo zadowolona. Treningi była bardzo udane i progresywne. Jutro rano prawdopodobnie przyjadę tylko rano na kuce, muszę wspierać chłopaków na meczu. Siegałam, aby odłożyć ogłowie, gdy poczułam jak ześlizguje się z pudła, na którym stałam. Gdyby nie zbawcze dłonie pewnego mężczyzny upadłabym na podłogę i prawdopodobnie rozbiła głowę.
-Musisz bardziej uważać kwiatuszku -usłyszałam koło ucha.
Odwróciłam się i zobaczyłam Paula.
-Od kiedy jestem twoim "kwiatuszkiem"?
Nie odpowiedział. Pomógł mi stanąć na równe nogi i ruszył do wyjścia.
-Nie odpowiedziałeś! -zawołałam.
Odwrócił się i uśmiechnął. Nastęnie odszedł. Prychnęłam i ruszyłam do chłopaków. Pierwszy nawinął się Ronaldo.
-Jutro gracie z Levante, prawda? -spytałam.
-Zgadza się -kiwnął głową.
-Skopiecie im dupy? -strzeliłam wprost.
Zaśmiał się.
-Mam nadzieję. Postaram bardzo się przyczynić. Szczególnie, jeśli pewna piękna brunetka założy koszulkę z moim nazwiskiem.
-Przykro mi, ale z tego co wiem to plecy tej dziewczyny są już zajęte -zrobiłam smutną minkę. -Powiedź reszcie, że za kilka minut będę gotowa -powiedziałam i ruszyłam się przebrać.
-Godzina 19.30-
-Oszukiwałeś! -krzyknęłam siedząc w salonie Ronaldo, grając z chłopakami w karty. -Niemożliwe, żebyś wygrał kolejny raz!
-Życie jest brutalne mała! -krzyknął Marcelo.
Zgarnął wszystko ze stołu ciesząc się jak małe dziecko. Prychnęłam pod nosem.
-Co wy na to, aby zagrać w siatkówkę? -spytał James.
Wszyscy zgodznie pokiwaliśmy głowami. Trzeba było rozprostować kości, więc ruszyliśmy do ogrodu. Pan domu rozłożył siatkę, a my w tym czasie rozgrzaliśmy ręce.
-Nie zimno ci? -spytał mój brat patrząc na mój strój.
Miałam na sobie krótkie spodenki i jego starą koszulkę.
-Nie -zaprzeczyłam.
-To teraz drużyny - po trzy osoby. Wybierają Ramosowie -wskazał na nas Cris czyniąc honory.
Mój brat wskazał, abym wybierała pierwsza.
-Pepe -powiedziałam.
-Ronaldo.
-Bale.
-James.
-Marcelo.
-Coentrao -zakończył Sergio.
Zdecydowaliśmy, że jako pierwsi zaczniemy my, ze względu na mnie. Ruszyłam, więc na zagrywkę.
-Gotowi? -spytałam, a gdy wszyscy potwierdzili zaserwowałam.
Odbiorcą okazał się Ramos, który po małych trudnościach odebrał piłkę i odegrał Marcelo, aby ten wystawił. Na szczęście chłopaki ustawili mur i zablokowaliśmy zagranie. Tak zdobyliśmy pierwszy punkt.
-Ok. 100 minut później-
-Dajesz Bells!
Był remis w setach i gemach. Dokładnie 2:2, 23:23. Wystarczył dwa dobre zagrania. Skupiłam się jak najlepiej potrafiłam i uderzyłam. Udało mi się nadać jej rotację i skrócić, co mocno zaskoczyło drużynę brata. As! Pepe gwizdnął z podziwem. Ponownie zagrałam. Tym razem nie była ona taka świetna, ale wystarczyła, aby chłopaki oddali nam piłkę i Pepe zakończył to kiwką.
-Yeah!!! -krzyknęliśmy.
Ledwo, ledwo, ale się udało. Przybiliśmy piątki.
-Moglibyśmy robić to częściej. Jesteśmy całkiem zgrani -powiedział Marcelo.
Sergio podszedł do mnie i powiedział:
-My się zbieramy, muszę położyć moją małą siostrzyczkę spać -poczochrał mnie po włosach.
-A ja tobie poczytać bajeczkę o Bobie Budowniczym -powiedziałam.
Chłopcy stali i przyglądali się nam z uśmiechem.
-Co?
-Nic, po prostu... Nie wiem jak to możliwe, że cię tu nie było -powiedział Pepe. -Od razu widać, że rodzina.
Uśmiechnęłam się i spoglądnęłam na Ronaldo. Przyglądał mi się z uśmiechem. Szybko pożegnaliśmy się z chłopakami i ruszyliśmy się do domu. Kiedy miałam gasić światło odwiedził mnie Rudy.
-Co tam brat?
-Chciałem zapytać, czy jest coś między tobą, a Ronem?
-Czemu miałoby? -spytałam zdziwiona.
-Cały czas się na ciebie gapi, wodzi wzrokiem. Zresztą nie tylko on -popatrzył na mnie jednoznacznie. -Wiesz, że jest między wami spora różnica wieku, poza tym on ma dziewczynę....
-Wiem Sergio. Gdyby coś między nami było dowiedziałbyś się pierwszy. To mogę ci obiecać -powiedziałam.
Kiwnął głową, pocałował w czoło i wyszedł mówiąc ciche dobranoc.
-Następny dzień, godz. 15.00-
-Bella wychodzimy!
-Już schodzę! -krzyknęłam, poprawiając koszulke z nazwiskiem brata.
Szybko ruszyłam w dół schodów. Zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy na stadion terningowy, gdzie chłopaki wsiadali do autobusu. Ja wyjątkowo tym razem jechałam z nimi. Dojechaliśmy na miejsce jako jedni z pierwszych. Na miejscu był tylko sztab, Casillas, Lopez i kilku rezerwowych. Ruszyliśmy w ich stronę. Po przywitaniu szybko wdałam się z kapitanem zespołu w dyskusję co do wyniku meczu. Bramkarz obstawiał 5:1, ja natomiast 2:0. Po chwili przyłączył się do nas Bale, który obstawiał 4:0 oraz Carvajal 6:3. Wyniki były na maxa różne, ale w piłce nożnej wszystko może się zdarzyć. Jako ostatni przyjechał Ronaldo wraz ze swoją dziewczyną Iriną. Kobieta była ubrana w sukienkę mini i jakieś dwunastocentymertowe szpilki. Oczywiście z toną tapety na twarzy.
-Cześć wszystkim! -krzyknął Portugalczyk.
Każdy po kolei odpowiedział hej, cześć. Natomiast modelka wypięła biust i patrząc na mnie wyniośle powiedziała:
-Hejka chłopaki!
Odpowiedziały jej tylko niemrawe pomruki. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie odezwałam się. Podeszłam do Bale i szepnęłam:
-Chyba nie jest zbytnio lubiana, co?
-Dlaczego tak sądzisz? -prychnął. -Skąd ten wniosek? -nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Zaśmiałam się. No tak. Nie pomyliłam się - dziewczyna była dość wyniosła i wyglądałam na typową snobkę. Ruszyliśmy do autobusu, a ja usadziłam swoją dupencję obok Walijczyka.
-Jak tam w stajni? -spytał.
-Dobrze, dziś tylko kucyki. Pierwsza, Callie, to skokowa, choć wszechstronna. Dobrze zbudowana i baardzo skoczna. Szybka, dobre dępo, ale troszkę rwąca. Myślę, że mimo to ta nastolatka sobie dobrze poradzi. Daliya zrobiła zdjęcie:
-To wracam za chwilę -kiwnął głową.
-Hej! -podjechałam do chłopaków. -Co tutaj robicie, z tego co wiem to umawiałam się z Sergio -uśmiechnęłam się.
-Postanowiliśmy mu towarzyszyć, baliśmy, że się zgubi -zażartował Marcelo.
-Rozumiem, dziękuje, że się nim zajeliście -pokiwałam głową z powagą.
-Półtorej godziny później-
Odstawiłam konia do boksu i ruszyłam odłożyć sprzęt. Byłam dość zmęczona, ale bardzo zadowolona. Treningi była bardzo udane i progresywne. Jutro rano prawdopodobnie przyjadę tylko rano na kuce, muszę wspierać chłopaków na meczu. Siegałam, aby odłożyć ogłowie, gdy poczułam jak ześlizguje się z pudła, na którym stałam. Gdyby nie zbawcze dłonie pewnego mężczyzny upadłabym na podłogę i prawdopodobnie rozbiła głowę.
-Musisz bardziej uważać kwiatuszku -usłyszałam koło ucha.
Odwróciłam się i zobaczyłam Paula.
-Od kiedy jestem twoim "kwiatuszkiem"?
Nie odpowiedział. Pomógł mi stanąć na równe nogi i ruszył do wyjścia.
-Nie odpowiedziałeś! -zawołałam.
Odwrócił się i uśmiechnął. Nastęnie odszedł. Prychnęłam i ruszyłam do chłopaków. Pierwszy nawinął się Ronaldo.
-Jutro gracie z Levante, prawda? -spytałam.
-Zgadza się -kiwnął głową.
-Skopiecie im dupy? -strzeliłam wprost.
Zaśmiał się.
-Mam nadzieję. Postaram bardzo się przyczynić. Szczególnie, jeśli pewna piękna brunetka założy koszulkę z moim nazwiskiem.
-Przykro mi, ale z tego co wiem to plecy tej dziewczyny są już zajęte -zrobiłam smutną minkę. -Powiedź reszcie, że za kilka minut będę gotowa -powiedziałam i ruszyłam się przebrać.
-Godzina 19.30-
-Oszukiwałeś! -krzyknęłam siedząc w salonie Ronaldo, grając z chłopakami w karty. -Niemożliwe, żebyś wygrał kolejny raz!
-Życie jest brutalne mała! -krzyknął Marcelo.
Zgarnął wszystko ze stołu ciesząc się jak małe dziecko. Prychnęłam pod nosem.
-Co wy na to, aby zagrać w siatkówkę? -spytał James.
Wszyscy zgodznie pokiwaliśmy głowami. Trzeba było rozprostować kości, więc ruszyliśmy do ogrodu. Pan domu rozłożył siatkę, a my w tym czasie rozgrzaliśmy ręce.
-Nie zimno ci? -spytał mój brat patrząc na mój strój.
Miałam na sobie krótkie spodenki i jego starą koszulkę.
-Nie -zaprzeczyłam.
-To teraz drużyny - po trzy osoby. Wybierają Ramosowie -wskazał na nas Cris czyniąc honory.
Mój brat wskazał, abym wybierała pierwsza.
-Pepe -powiedziałam.
-Ronaldo.
-Bale.
-James.
-Marcelo.
-Coentrao -zakończył Sergio.
Zdecydowaliśmy, że jako pierwsi zaczniemy my, ze względu na mnie. Ruszyłam, więc na zagrywkę.
-Gotowi? -spytałam, a gdy wszyscy potwierdzili zaserwowałam.
Odbiorcą okazał się Ramos, który po małych trudnościach odebrał piłkę i odegrał Marcelo, aby ten wystawił. Na szczęście chłopaki ustawili mur i zablokowaliśmy zagranie. Tak zdobyliśmy pierwszy punkt.
-Ok. 100 minut później-
-Dajesz Bells!
Był remis w setach i gemach. Dokładnie 2:2, 23:23. Wystarczył dwa dobre zagrania. Skupiłam się jak najlepiej potrafiłam i uderzyłam. Udało mi się nadać jej rotację i skrócić, co mocno zaskoczyło drużynę brata. As! Pepe gwizdnął z podziwem. Ponownie zagrałam. Tym razem nie była ona taka świetna, ale wystarczyła, aby chłopaki oddali nam piłkę i Pepe zakończył to kiwką.
-Yeah!!! -krzyknęliśmy.
Ledwo, ledwo, ale się udało. Przybiliśmy piątki.
-Moglibyśmy robić to częściej. Jesteśmy całkiem zgrani -powiedział Marcelo.
Sergio podszedł do mnie i powiedział:
-My się zbieramy, muszę położyć moją małą siostrzyczkę spać -poczochrał mnie po włosach.
-A ja tobie poczytać bajeczkę o Bobie Budowniczym -powiedziałam.
Chłopcy stali i przyglądali się nam z uśmiechem.
-Co?
-Nic, po prostu... Nie wiem jak to możliwe, że cię tu nie było -powiedział Pepe. -Od razu widać, że rodzina.
Uśmiechnęłam się i spoglądnęłam na Ronaldo. Przyglądał mi się z uśmiechem. Szybko pożegnaliśmy się z chłopakami i ruszyliśmy się do domu. Kiedy miałam gasić światło odwiedził mnie Rudy.
-Co tam brat?
-Chciałem zapytać, czy jest coś między tobą, a Ronem?
-Czemu miałoby? -spytałam zdziwiona.
-Cały czas się na ciebie gapi, wodzi wzrokiem. Zresztą nie tylko on -popatrzył na mnie jednoznacznie. -Wiesz, że jest między wami spora różnica wieku, poza tym on ma dziewczynę....
-Wiem Sergio. Gdyby coś między nami było dowiedziałbyś się pierwszy. To mogę ci obiecać -powiedziałam.
Kiwnął głową, pocałował w czoło i wyszedł mówiąc ciche dobranoc.
-Następny dzień, godz. 15.00-
-Bella wychodzimy!
-Już schodzę! -krzyknęłam, poprawiając koszulke z nazwiskiem brata.
Szybko ruszyłam w dół schodów. Zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy na stadion terningowy, gdzie chłopaki wsiadali do autobusu. Ja wyjątkowo tym razem jechałam z nimi. Dojechaliśmy na miejsce jako jedni z pierwszych. Na miejscu był tylko sztab, Casillas, Lopez i kilku rezerwowych. Ruszyliśmy w ich stronę. Po przywitaniu szybko wdałam się z kapitanem zespołu w dyskusję co do wyniku meczu. Bramkarz obstawiał 5:1, ja natomiast 2:0. Po chwili przyłączył się do nas Bale, który obstawiał 4:0 oraz Carvajal 6:3. Wyniki były na maxa różne, ale w piłce nożnej wszystko może się zdarzyć. Jako ostatni przyjechał Ronaldo wraz ze swoją dziewczyną Iriną. Kobieta była ubrana w sukienkę mini i jakieś dwunastocentymertowe szpilki. Oczywiście z toną tapety na twarzy.
Każdy po kolei odpowiedział hej, cześć. Natomiast modelka wypięła biust i patrząc na mnie wyniośle powiedziała:
-Hejka chłopaki!
Odpowiedziały jej tylko niemrawe pomruki. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie odezwałam się. Podeszłam do Bale i szepnęłam:
-Chyba nie jest zbytnio lubiana, co?
-Dlaczego tak sądzisz? -prychnął. -Skąd ten wniosek? -nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Zaśmiałam się. No tak. Nie pomyliłam się - dziewczyna była dość wyniosła i wyglądałam na typową snobkę. Ruszyliśmy do autobusu, a ja usadziłam swoją dupencję obok Walijczyka.
-Jak tam w stajni? -spytał.
-Dobrze, dziś tylko kucyki. Pierwsza, Callie, to skokowa, choć wszechstronna. Dobrze zbudowana i baardzo skoczna. Szybka, dobre dępo, ale troszkę rwąca. Myślę, że mimo to ta nastolatka sobie dobrze poradzi. Daliya zrobiła zdjęcie:
-Druga, Filadelfia, ujeżdżeniowa, nie jakoś super wygodna, ale świetnie ułożona. Przyjemnie się jeździło, choć nie wiem czy dla takiej młodziutkiej do dobra klacz. No, ale zobaczymy:
-Nawet, nawet -swierdził z miną rzeczoznawcy. -Ale kucyki to już nie do końca to, co nie?
-No już trochę gorzej się jeździ. Kuce dość małe na mnie, ale niektóre mogłabym jeździć wciąż.
Później zaczęliśmy rozmawiać o jego sezonie i najlepszych meczach Realu. Ten sezon jest naprawdę świetny, chłopaki mają okazję zdobyć mistrzostwo i wygrać Ligę Mistrzów. Ten mecz był kolejnym oczkiem, aby tego dokonać.
-To jaki jest plan? -spytałam.
-Skopać im du.... -przerwał Marcelo pod bacznym okiem trenera -nogi!!!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Kiepsko to zatuszował. Śpiewając piosenki, tańcząc oraz skakając po całym autokarze dotarliśmy w pobliże stadionu Galaktycznych. Były tam tłumy kibiców, cali poprzebierani, umalowani. Skakali i śpiewając wiwatowali na cześć drużyny.
-Wow -szepnęłam przyciskając nos do szyby.
-No.. -potwierdził Gareth uśmiechając się pod nosem.
Przed stadionem, aż roiło się od białych stroi, flag, herbów i innych takich. Niesamowite...
-Tak jest zawsze? -spytałam.
-Zawsze... -szepnął Ramos, który pochylił się nade mną, aby lepiej widzieć.
-Niemożliwe...
-Z takimi kibicami wszystko jest możliwe -powiedział Ronaldo.
Przez całą drogę nie patrzyłam w jego stronę. Może dlatego, że do jego ramienia była przyklejona ta lafirynda. Przyssała się jak pijawka. Wydaje mi się, że nie był szczęśliwy z tego powodu, ale skąd mam wiedzieć. Kiedy się odwróciłam patrzył na mnie tymi czekoladowymi oczami w ogóle nie zwracając uwagi na Rosjankę.
-No dobra drużyna! Wysiadamy! -usłyszeliśmy włoskiego trenera.
No to teraz się zacznie...
__________________________________________________________________
Oto jestem! Trochę brakowało mi weny, ale mam nadzieję,że da się czytać :P Postaram się również w najbliższych dniach napisać nowy, jeżeli będą przynajmniej 4 komentarze :)
Co do Realu to sezon zakończony i szały nie ma :/ Klubowe MŚ, złoty but Ronaldo i 2 miejsce w Lidze... Ale z drugiej strony chłopaki walczyli jak lwy, a gorszy czas zdarza się każdemu :)
Co do zarządu najchętniej skopałabym im dupy! Nie rozumiem jak mogli zwolnić Carlo! To był najzajebistszy trener ever! :( Będzie mi go na maxa brakować, choć sam mówił, że musi odpocząć... Ale na pewno dało się to jakoś rozwiązać :/
A Wy, co o tym sądzicie? Buziaki :*